sobota, 1 września 2012

Last days

Ostatni weekend, ostatnie chwile najpiękniejszego czasu w roku, którego nazywamy wakacjami. Pozwoliły uwierzyć, że ta niezwykła wolność będzie trwała na zawsze, żeby potem brutalnie przywrócić nas do rzeczywistości. Można by ubolewać, że za szybko. Ale czy na pewno?


Jestem teraz w nastroju bardzo sentymentalnym, wręcz poetyckim. Wstaję o siódmej (organizm sam dokonał korekty "końcowowakacyjnej"!), na śniadanie płatki (tak tak tak, samodzielnie zalane mlekiem :D) , Florence + The Machine jako podkład muzyczny i wspomnienia. Doszło do tego, że przygody z mojego życia zastąpiły mi książki! Jeszcze dwa dni temu na myśl o 3 września krew się we mnie gotowała. Dzisiaj czuję się na siłach, żeby się z nim zmierzyć. To się nazywa odwaga!








Więcej nie napiszę, bo za dużo słów ciśnie mi się w tej chwili na usta (może powinnam powiedzieć na palce?). Już sama zapomniałam jaki był temat posta. Wykorzystam noc na czytanie książki, z której jeszcze nie będę musiała zapamiętywać każdego słowa. Zostanę w tym śnie i nie obudzi mnie żaden dzwonek, nie ma mowy!











 Koniec wakacji uczcimy tradycyjnie razem. Szykuje się nocka, która pewnie poskutkuje dodatkowymi 10 cm w pasie. Ale... we are young!
Jagna.

5 komentarzy:

  1. W Waszych stylizacjach i uśmiechcach, jak zwykle niezwykła lekkość bytu,której zazdroszczę!!!
    Nieprzygotowana na pierwszy dzwonek i wczesne wstawanie:(
    Bełata

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam czytać Wasze wpisy! :):) jesteście wspaniałe w tym co robicie, bloga prowadzicie z taką lekkością, której nie jedna "popularna" blogerka może Wam pozazdrościć :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładnie wyglądacie :)
    trendyflower.blogspot.com xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. zielone creepersy my love ! :) Ja nie mam odwagi chyba, aby zmierzyć się z nową szkołą.

    OdpowiedzUsuń