sobota, 18 sierpnia 2012

Maroko, och Maroko!


Powrót z Maroka... Choć jestem wykończona po locie to pierwsze co robię po odłożeniu walizek, włączam komputer. Póki jeszcze czuję gorące powietrze, słyszę berberyjską muzykę i pachnę przyprawami... Trzeba pisać! Wspomnienia przesuwają się niczym w kalejdoskopie, na wstępie mogę krótko ocenić ten wyjazd jako NIE-SA-MO-WI-TY!

Zastanawiałam się nad publikacją moich zdjęć na blogu. Przeglądając posty innych blogerek-urlopowiczek migały mi tylko: Rzym, Paryż, Londyn czy Barcelona. Ileż elegancji i mody w tamtych postach! Na próżno tego szukać w stosie moich zdjęć z Maroka. Na próżno tu szukać street fashion, kamieniczek, muffinek, kaw ze Starbucks'a czy innych "symboli" modowego świata. To jest Afryka. To jest inny świat. Niestety to jest także okropna bieda...

Z racji tego, że zdjęcia pstrykałam wzędzie, zawsze i co chwilę trochę ich się nazbierało. Dlatego podzielę posty na dwie części. Agadir oraz Marrakesz. Zapraszam do oglądania :)









Nasze lokum było idealne. Świetne jedzenie, przemili ludzie oraz (tu niespodzianka!) CHŁODNY basen. I jak tu nie zaznać chwili rozpusty? Leżak, książka, sok pomarańczowy, pochlebne spojrzenia ratowników, a w razie zbytniego przegrzania ciała, nur do basenu. Toż to świetny urlop! Ale mija godzina, dwie i juz cię gdzieś gna. Przecież jestem w Maroko! Muszę je poznać, zobaczyć, dotknąć, posmakować. Chcę przygody! Więc dopijam sok, zakładam sukienkę, wyciskam ostatnie krople basenowej wody z włosów i ruszam na podbój Agadiru! :)










Po opuszczeniu hotelu poczułam się niczym zwierze wypuszczone z klatki- głodna wrażeń lecz lekko zagubiona. Moja hotelowa pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa gdzieś sie ultaniają. Jakże tu jest inaczej. Już wcale nie pięknie i słonecznie. Przystojni kelnerzy zamienili się w obrzydliwych, starych, podrywających mężczyzn, a przemiłe opalone francuski z nad basenu zastąpiły marokanki w długich sukniach nerwowo przebiegające przez ulice. Z każdej strony atakuje cię smród i okropna bieda. Wakacyjny nastrój gdzieś się ulatnia, bo robi mi się zwyczajnie przykro... Ale ten smutek nie trwa długo, ponieważ następuje kolejny atak. Tym razem są to sklepikarze, którzy nie pozwalają ci spokojnie obejrzeć asortymentu. No, co to jest?! Patrzę tylko na torebkę, bo chcę zobaczyć czy ma zamek w środku (nie ma), a chudy arab z przyklejonym uśmiechem do twarzy juz biegnie w moją stronę. "Och Madame! Toż to skóra, jedyne 600 dirhamów". Tłumaczę się, że tylko oglądam, że to drogo i wcale to nie takie znowu piękne. Sprzedawca chyba nie zrozumiał, bo z jeszcze szerszym uśmiechem proponuje niższą cenę (o jakieś grosze niższą...). Ja już lekko zdenerwowana mówię, że i tak nie mam pieniędzy i nic tutaj nie kupię, tylko oglądam. Zrozumiał! Usmiech znika natychmiastowo. Mężczyzna od razu wygania, momentalnie stał się nie miły. Ech... Arabowie.




















Idę dalej. Promenada, ocean, palmy, restauracje, port, białe budynki... Czy tam była ZARA? Chwila, chwila. Kilka metrów wcześniej taka bieda, a tutaj splendor, rozwinięta infrastruktura, no normalnie Los Angeles... Jakże wielkie są to kontrasty! Tam slumsy i piach, tu apartamenty, baseny i brukowane ulice. I nie powiem, było miło. Popodziwiałam port, zrobiłam modowy spacer: ZARA-MANGO-MEXX i wypiłam pyszne "iced cappuccino with carmel to go". Nagle poczułam się jak w Europie, a moje nogi szybko pognały w kierunku straganów. Wśród ceramicznych talerzy, skórzanych, zakurzonych toreb i naganiaczy Arabów czuję się duużo lepiej. I choć w sercu tli się jeszcze resztka niepokoju to tu podoba mi się o wiele bardziej niż w bogatej dzielnicy. Te białe apartamenty i drogie restauracje tworzą iluzję, to droga ucieczki bogatych mieszkańców oraz turystów przed smutną prawdą.












Zdjęcia tylko z Mariny (owej bogatej dzielnicy). Prawdziwe Maroko postaram się Wam pokazać na zdjęciach z Marrakeszu. I tam nie ma już żadnej ZARY ani żadnego "iced cappucino to go". Tam jest Afryka. Ale o tym później... :)














Julia

11 komentarzy:

  1. Niesamowicie to opisałaś. Oglądając zdjęcia czuła jakbym zwiedzała Maroko. ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. cuudne zdjęcia!! :** u mnie nowa notka, zapraszam! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś zajebistym fotografem Jolo! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne zdjęcia, wszystko ładnie opisane. czekam na następny post :)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne zdjęcia x'
    Zapraszam do mnie, może obserwujemy ? http://jullxdd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Julia,miałam te same odczucia co Ty, lepiej czułam się w dzielnicy typowo arabskiej niż w turystycznej mimo niepokoju, jaki czułam na początku spacerując na miejcowy suk! Maroko to niezwykła przygoda, uczy innego patrzenia na świat, wrażliwym i uważnym okiem! Mieszkańcy "czarnego lądu" mimo strasznej biedy potrafią odkrywać świat wielozmysłowo, widać to w kolorach na ulicy, zapachach, delikatnych uśmiechach, ciągłym ruchu! Zdjęcia piękne, moje niestety nie są tak ciekawe:(
    Trochę reklamy dla Marokańczyków, waśnie testuję i wszystkicm polecam kosmetygi zawierające argan, czyli "marokańskie złoto", dzięki niemu skóra przypomina alabaster!!!
    Gorąco polecam!

    OdpowiedzUsuń
  7. ale śliczne zdjęcia, zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. jejku jak tam pięknie !:) Wspomnienia z takich wyjazdów są cudowne

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetna fotorelacja! :) Zazdroszczę wyjazdu i czekam na tę prawdziwą Afrykę na zdjęciach z Marrakeszu :>

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny post.. ja również poczułam się jakbym zwiedzała maroko...ten klimat jest przeboski! Zazdroszcze Ci wakacji chyba... :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Swietna notka i zdjęcia Jolo. Poczułam sie jakbym tam była!

    OdpowiedzUsuń